niedziela, 22 lutego 2015

Trochę farbowania i przędzenia

Niedawno znalazłam czesankę Bluefaced Leicester, którą farbowałam trzy albo cztery lata temu. Z efektu farbowania wtedy nie byłam zadowolona, włożyłam ją do pudła i zapomniałam o niej. Czesanka była troszkę podfilcowana, szczególnie ta, w której jest więcej koloru niebieskiego (na zdjęciu u góry), ale uratować się ją dało.


Zanim zaczęłam prząść zdecydowałam się dodać wełnie koloru, bo to, co widziałam nie podobało mi się. Kawałek z przewagą koloru niebieskiego włożyłam gara z błękitnym barwnikiem i po tym liftingu wyglądała tak


Drugi kawałek czesanki z przewagą koloru żółtego i różowego namoczyłam, rozłożyłam na folii, polałam barwnikiem amarantowym, pomarańczowym i fiolet-lila (barwniki Kakadu) bez jakiegoś szczególnego planu, utrwaliłam na parze i otrzymałam piękną mieszankę różnych brązów, zgaszonych różów i fioletów z odrobiną starego złota.


Zaczęłam prząść błękitną czesankę cieniutko, po drodze rozluźniając zbite włókna.


A jak już wymęczyłam czesankę i siebie, postanowiła pomęczyć się jeszcze bardziej i spleść ją metodą navajo. Wiem, że wełna BFL nie za bardzo nadaje się na navajo, bo jest włochata i się haczy, ale jak się kto uprze... no to ma taką wymęczoną przędzę - ok. 380 metrów w 100 gr.


Zaczęłam też prząść drugi kawałek. Na razie wygląda tak


Splotę ja również metodą navajo. Nie potrafię się przekonać do tej metody splatania. Nie stosowałam jej często, wolałam splatać z sobą trzy single. Jej wielką zaletą jest uzyskanie ładnych przejść kolorystycznych w wielokolorowej przędzy. I to by było na tyle. Jest dla mnie niewygodna, nie potrafię tak kontrolować przędzy jak przy splataniu trzech nitek w wyniku czego mam odcinek mocno skręcony, a trochę dalej niedokręcony. Pozostaje mi trenować, trenować i jeszcze raz trenować:) Może przy n-tym motku coś zaskoczy.

Pozdrawiam wszystkich zaglądających i życzę Wam miłego weekendu:)

12 komentarzy:

  1. przepiękne kolory Ci wyszły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie:) Na czesance rzeczywiście prezentują się świetnie, w przędzy już całkiem inaczej:)

      Usuń
  2. Nic na to nie poradzę, ale przy tak farbowanej czesance zawsze bardziej podoba mi się ona przed przędzeniem...
    Mięsistość barwy, to co lubię.
    A potem wszystko się miesza i wychodzi melanż.
    Też piękny, ale...
    Pozdrawiam Cię Sabino!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Z ciekawej czesanki wyszła pastelowa przędza, która straciła kolory czesanki. Tak pofarbowana czesanka chyba nie nadaje się do navajo. Gdyby nitka była grubsza i podwójna byłoby wiecej koloru. Ale... wzbogacona tym doświadczeniem w przyszłosci już tego nie powtórzę:)))
      Pozdrawiam Cię gorąco!

      Usuń
  3. A mnie się szalenie podoba gotowa nitka, i singiel też. Przepiękne kolory, jeszcze lepsze niż w czesance :-) Navajo dla mnie jest nadal lepszą metodą skręcania. Może nitka mniej równomierna ale za to nie potrzeba 4 szpulek :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Singiel też mi się bardzo podobał, ale w gotowej przędzy wszystko się rozmyło. Ja chyba jeszcze potrzebuję czasu, żeby przekonać się do navajo. Dziękuję i pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Patrzę tak na te czesanki i zastanawiam się, które bardziej mi się podobają - te przed liftingiem czy po? I nie mogę się zdecydować. I te i te ładne :). Single na szpulkach wyglądają cudnie! Gotowa nitka też ładna Ci wyszła, tylko zastanawiam się gdzie się podziały w niej te piękne błękity? To pewnie kwestia zdjęcia i oświetlenia, ale w gotowej nitce widzę szarości zamiast błękitów. Chyba muszę się w końcu wybrać na tę kawę do Ciebie i obejrzeć sobie tę nitkę na żywo :)). Ściskam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te błękity po skręceniu zmieszały się z fioletami i ostatecznie wyszły pastele. To zdjęcie rzeczywiście jest dziwnie oświetlone. Muszę je zmienić, ale na kawkę zapraszam:)))

      Usuń
  5. Zaskoczy, zaskoczy na bank. Ja tak lubię navajo, że mi sie nie chce eksperymentować z niczym innym i z rozwoju nici.
    Jakie piękne wyszły te single po liftingu! To zawsze zaskakuje, w czesance jest tak sobie, a potem w singlu się rozwija pięknie, a ten motek navajo, który już jest gotowy, w kolorze przecież jest cudny! Aż się chce robić! A co to będzie z tym drugim? Ten się dopiero zapowiada piękny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrenuję jeszcze; zwykłe splatanie też trzeba było wyćwiczyć, żeby jako tako wyglądało:)
      Mnie też zaskakuje jak to się zmienia od czesanki do gotowej przędzy. Tutaj czesanka bardzo mi się podobała, singiel był obiecujący, a po spleceniu już poczułam lekkie rozczarowanie. Miałam nadzieję, że gotowa będzie żywsza. Na drugim singlu też będę tranować navajo.

      Usuń
  6. Już dwa razy zabierałam się by napisać ale najpierw przejrzałam moje navajo z bfl, potem moje składańce inne niż navajo : czy to runo jest aż tak włochate nie wiem, nie zauważyłam różnicy przy różnych sposobach powielania nitki ale to moje odczucia.
    Navajo lubię z powodu mojego upodobania do tonalnych przejść koloru no i w tradycyjnej 3-nitce trzeba być naprawdę wyćwiczonym by jedna nitka nie była "liderem" - czyli bardziej dociągnięta - ja muszę nad tą równowagą niestety popracować :))
    Twoje nitki po liftingu kolorystycznym jak zawsze perfekcyjne, bo już pisałam że je podziwiam :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój singiel haczył się podczas wyciągania pętelek, nie miałam takiego problemu gdy miałam singla np. z merynosa. Może to kwestia braku obycia z techniką. Będę trenować:) Tradycyjne splatanie mam wyćwiczone, z efektu jestem zadowolona i może dlatego chętniej używam tej techniki. A Twoje tonalne navajo to miód i malina! I dopinguje mnie do nauki:)
      Pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie:)