sobota, 29 maja 2010

Fantazja, czyli marzenia się spełniają:)

Jakiś czas temu przeglądałam strony internetowe w poszukiwaniu prostych wzorów robótek na drutach dla osoby rozpoczynającej przygodę z dziewiarstwem, czyli dla siebie. Przy okazji natknęłam się na wiele stron i blogów poświęconych ręcznemu przędzeniu wełny na wrzecionie i kołowrotku. Dowiedziałam się z czego można prząść nitki, podziwiałam zdjęcia kolorowych czesanek, różnorodnych włóczek, oglądałam filmy… no i dopadła mnie magia kołowrotka. Zaczęłam szukać możliwości poznania tajników tego pasjonującego zajęcia od strony praktycznej, bo bardzo chciałam spróbować swoich sił. Ponieważ nie znam żadnej osoby, która posiada kołowrotek i mogłaby mi pokazać o co w tym wszystkim chodzi, szukałam informacji o kursach. Tutaj już nie było tak kolorowo. Nie znalazłam żadnego kursu. Żadnej informacji, że był i może niedługo będzie. Bardzo mnie to zdziwiło, bo przecież w Polsce ręczne przędzenie wełny ma swoje długie tradycje. Nie zraziłam się tą mała przeszkodą. Zawsze jest możliwość spędzenia wakacji w górach, gdzie można poszukać nauczycielki przędzenia. Jakie było moje zdumienie i radość, gdy okazało się, że jednak coś drgnęło i jest kurs! Pojechałam więc do Poznania na kurs przędzenia wełny na kołowrotku organizowany przez Pracownię Sztuka Puka. Kurs prowadzili Państwo Zofia i Daniel Kromscy . Relację z kursu na swioich blogach zamieściły LauraEgunia  więc nie będę się rozpisywać. Powiem tyle, że poznałam wspaniałe osoby, z czego bardzo się cieszę. A skutek uczestniczenia w kursie był taki, że połknęłam „bakcyla” kołowrotowego. No i jak to teraz leczyć?
Oczywiście kołowrotkiem:) Fantazja była tym kołowrotkiem, na którym najlepiej mi się przędło na kursie.


Siedzę więc teraz przy mojej Fantazji, staram się skoordynować ruchy rąk i nóg, opanować niesforną czesankę i uprząść z niej nitki. Na razie przędą się jak chcą, czyli są „artystyczne”, ale są w stu procentach moje:)
 Na pierwszy ogień poszła czesanka hiszpańska


Potem przyszedł czas na eksperyment z farbowaniem czesanki i pierwszymi próbami miesznia kolorów z pomocą ręcznej gręplarki. Po uprzędzeniu wymęczona czesanka wyglada tak:


Na kołowrotku już mam inne kolory i masę pomysłów na nowe nitki i niteczki... więc wracam do mojego kołowrotka:)

czwartek, 20 maja 2010

Na dobry początek


Za oknem ponuro, chmury całkowicie zakryły słońce, a ja właśnie skończyłam chustę przypominającą, że w kalendarzu mamy maj. Jest wykonana z włóczki z urugwajskiego merynosa, którą kupiłam u Laury. Kolory kojarzą się z ukwieconym, pachnącym majowym ogrodem.

Waga 93gr
Druty 3,5mm
Wymiary 184cm/92cm
Wzór ażuru - Zetor Scarf


Włóczka jest mięciutka, delikatna i bardzo dobrze zachowuje kształt nadany jej w czasie blokowania. A otulenie się takim puszkiem - sama przyjemność:)