Zamówiłam więc czesankę w WoW, pooglądałam ze wszystkich stron i zaczęłam prząść. W dotyku sztywniejsza niż czesanki, które do tej pory miałam, włos grubszy, zapach od owcy, co mi nie przeszkadzało.
W trakcie przędzenia z czesanki wylatywało mnóstwo krótkich włosków. Przędło się bardzo przyjemnie. Do tego stopnia, że zaczęłam myśleć o podobnym zakupie dla siebie.
Tak wełna wyglądała po uprzędzeniu. Nitka jest potrójna, spleciona z trzech osobno przędzionych nici, nie jest to splot navajo, 10 WPI, czyli typ worsted. Mam nadzieję, że na sweter będzie w sam raz. Z 970 gr czesanki otrzymałam 1.134 m wełny.
Motki powędrowały do prania. Woda była, delikatnie mówiąc, brudna. Ręce załapały się na lanolinowe spa, a wełenka po kilku płukaniach i solidnym obijaniu o wannę zrobiła się puszysta.
W trakcie obijania wyleciało z wełny to, co nie zdążyło wylecieć w trakcie przędzenia, więc było trochę sprzątania. Dodatkowy bonus to intensywny zapach owcy.
Jestem mile zaskoczona. Wełna w dotyku jest sprężysta, tęga. Wczoraj owinęłam się nią i testowałam poziom gryzienia. Efekt był do przewidzenia - podgryzała. Ale nie zrezygnowałam z moich planów szetlandowych.
Chcąc odpocząć od szarości szetlandowych sięgnęłam po koraliki... ale koraliki też były szare...
Pozdrawiam:)