poniedziałek, 7 listopada 2011

Ametystowo

Kusiły i kusiły. Bo takie równe, w pięknych kolorach... Kupiłam na próbę i przerobiłam je na ametystowy komplet.


Koraliki Toho rozmiar 11, kolory Amethyst Frosted i Light Amethyst Frosted. 
Sznur robi się w zasadzie sam. Nie trzeba kontrolować wielkości koralików, bo wszystkie są prawie takie same.


A efekt oceńcie same.


Zrobiłam też kilka zawieszek do telefonu - kolorowych, szalonych świderków:)


Życzę Wam kolorowych snów:)

poniedziałek, 31 października 2011

Tęcza, dzień i noc

Lubię je robić. Może nawlekanie koralików jest monotonne i czasami wymaga skupienia się nad ich kolejnością, ale efekt końcowy zawsze mi się podoba. Wystarczy kordonek, szydełko, koraliki i powstają koralikowe sznury, krótkie albo długie. Na początek kilka bransoletek.
Pierwsza  - tęczowa.


Powstała dawno temu i czekała na wykończenie.
Druga kojarzy mi się ze słonecznym, letnim dniem.


Trzecia z kolei to ciemna, gwiaździsta noc.


I jeszcze jedna, zrobiona ściegiem flat spiral z perełek i koralików bicone Swarovskiego.


Zrobiłam ją parę miesięcy temu dla pewnej bardzo sympatycznej osoby. Dorotko, jeśli czytasz tego posta, mocno Cię ściskam i pozdrawiam:)

 Życzę Wam miłego dnia:)

środa, 26 października 2011

Znowu się działo:)

Tym razem działo się u Izy, która zaprosiła nas do siebie do Kidowa.

W niedzielny ranek Asia z Lidią, Frasia i ja zapakowałyśmy się do samochodu i w godzinę dojechałyśmy na miejsce, gdzie czekała już Aldona. Przy kawie i pysznym ciachu rozmawiałyśmy o wszystkim. Lidia musiała oswoić się z nowym miejscem i osobami. Aldona pokazała nam swoje ceramiczne wyroby. Tak mi się spodobały, że ociągałam się z pakowaniem ich do woreczka i oddaniem właścicielce. Ale parę mogłam sobie wybrać. Ciężko było, bo wszystko mi się podobało. Ostatecznie wybrałam broszkę filcowaną z ceramiką i parę elementów.


Prace Aldony można pooglądać TUTAJ.
Tak się zapatrzyłam w ceramikę, że nie zdążyłam przyjrzeć się filcowanemu misiowi, którego zrobiła Iza. Ale tak to jest na takich spotkaniach - dzieje się dużo i wszystko na raz:)))
Potem dołączyła do nas Kasia. Okazało się, że ma mały problem z wiązaniem węzełków frywolitkowych, więc Frasia szybko pokazała na czym rzecz, a właściwie węzełek, polega.
Głównym punktem programu była nauka sutaszu. Pod okiem Asi uczyłyśmy się jak ujarzmiać żywe sznureczki, jak wszyć w nie kamień i koraliki. No i mam elegancki wisior.


Jeszcze tylko muszę go podkleić i krawatkę umocować.
Po tych wszystkich emocjach nadszedł czas na posiłek. Dyniowa zupa Aldony była przepyszna - to była moja pierwsza zupa dyniowa w życiu:) Bigos gospodyni z grzybami też był wspaniały. Pod koniec spotkania zaczęły się pojawiać propozycje kolejnego spotkania. Mam nadzieję, że szybko się wyklarują, bo na samą myśl, że spotkam się znowu z tyloma cudownymi babeczkami, uśmiech na twarzy pojawia się automatycznie:)

Dziewczyny - bardzo Wam wszystkim dziękuję za wspaniałą atmosferę i wspólnie spędzony czas:)

Dobrej nocy.

czwartek, 20 października 2011

Inwazja koralików

Siedziały cicho pochowane w woreczkach, pudełkach, gdzieś na dnie szafy.
Koraliki lubię od zawsze, coś tam nawlekałam, splatałam, robiłam bransoletki. Parę lat temu pojawiły się pierwsze książki pod tytułem "Biżuteria z koralików" i zrobiłam kilka 'poważniejszych' rzeczy. Został u mnie na przykład naszyjnik, który wzorowałam na projekcie z książki autorstwa Juju Vail.


Niesamowitą skarbnicą przepisów na wszelkie plecionki okazał się internet. Zbierałam je i powstał z tego taki mój podręcznik. Godzinami oglądałam umieszczone w necie prace osób tworzących plecioną biżuterię i zainspirowana tymi dziełami tworzyłam swoje plecione sznury, naszyjniki, bransoletki, kolczyki. Używałam koralików z firmy  Euroclass, które właśnie wtedy pojawiły się w Empiku. Do tej pory bardzo je lubię. I  czeskiego Jablonexu.
To komplet z sugilitem, który zrobiłam dla siebie.


Inne plecionki porozchodziły się po świecie.

Na spotkaniu, o którym pisałam w poprzednim poście, Frasia nauczyła mnie plecionej kuleczki. No i się zaczęło. Powyłaziły z wszystkich kątów, szuflad, pudełek i nie dały spokoju. Koraliki ma się rozumieć:) Powstało więc stadko kuleczek o różnym przeznaczeniu.


Z niektórych powstały kolczyki i zawieszki




 z barwionego agatu zrobiłam naszyjnik i kolczyki




Odkurzyłam też szydełko i zrobiłam bransoletkę.


Ta bransoletka też wymaga użycia szydełka; jest to tzw. sznur turecki.


Szukając pomysłu na kuleczki splatane w inny sposób, znalazłam plecioną kropelkę. I powstały takie kolczyki


Pudełko z 'produkcją w toku' jest pełne, więc koraliki pojawią się jeszcze nie raz.

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających:)

Przepraszam za jakość zdjęć. Mam problemy ze światłem:(

poniedziałek, 26 września 2011

Na gorąco

W głowie brzmią mi jeszcze fragmenty rozmów, słyszę śmiech i radość w głosach, a to już po spotkaniu...

Zaczęło się od planów na filcowany weekend z Asią. Plany zaczęły się zmieniać, i ostatecznie stanęło na tym, że SPOTYKAMY SIĘ W SOBOTĘ U ASI. W piątek miałyśmy we dwie filcować. Pokonał mnie jednak paskudny katar. W sobotę w pracy siedziałam jak na szpilkach i sprawdzałam cały czas czy już mogę zamknąć za sobą drzwi i polecieć na spotkanie. Gdy już doleciałam, wszyscy byli - Asia i jej dwie córy Dorota i Lidia, Iza, Ania i Asia.

Izę poznałam ponad rok temu gdy kupowałam u niej czesankę do przędzenia. Umówiłyśmy się wtedy na spotkanie przy kołowrotku. Anię i Asię znałam z prowadzonych przez nie blogów. W momencie poczułam sie tak, jakbym je znała od dawna. Rozmowom i śmiechom nie było końca.

Od Ani dostałam dwie kurki - ślicznopiórki.


Kurki już znalazły sobie grzędę i maja wszystko na oku;)


Od Asi dostałam zakładkę do książki z misternie plecioną kuleczką. Zakładka jest tym bardziej dla mnie wyjątkowa, bo wiem ile wysiłku kosztuje wyplecienie takiej kulki.


Asi udało się też mnie i Dorotę nauczyć jak zrobić taką kuleczkę. I to już efekt mojej pracy


Dziewczyny, bardzo Wam dziękuję za wspaniały weekend, niepowtarzalną atmosferę i piękne prezenty. Mam nadzieję, że to spotkanie było pierwszym i będą kolejne:)))

Pozdrawiam serdecznie.

Update
Chyba późna pora nie była tą odpowiednią na pisanie posta, ale chciałam się podzielić wrażeniami. No i nie napisałam, że Iza przywiozła nam czesankę akrylową do eksperymentowania w filcowaniu i przędzeniu. Iza, bardzo dziękuję:* i przepraszam za moje roztrzepanie.

czwartek, 15 września 2011

Szaliki

Już za chwilę się przydadzą, szczególnie w chłodne dni, które niestety się zbliżają.

Właśnie skończyłam jedno takie szalikowe maleństwo. Nazywa się Falbaniasty, ale równie dobrze może się nazywać Niesforny, bo pląta się niesamowicie i wywija na wszystkie strony na szyi.

Projekt jest bardzo prosty. Same prawe oczka i rzędy skrócone. Można użyć jakiejkolwiek włóczki.


Na Falbaniastego zużyłam ok. 100 gr/240 metry mojego ręcznie farbowanego i przędzionego bfl-a.
Szaliczek ma 150 cm długości i 11 cm szerokości.
Wzór - Helix Scarf - dostępny tutaj


I jeszcze zaległe zdjęcie skończonego szalika Saroyan. Równie prosty i szybko się go dzierga.


Zużyłam 430 m ręcznie przędzionego merynosa z jedwabiem.
Wymiary - 150 cm długości i 36 w najszerszym miejscu
Wzór - Saroyan - dostępny tutaj

Pozdrawiam zaglądających:)))

środa, 31 sierpnia 2011

Wełniane zaległości

Zanim o wełnach, chciałam zaprosić Was na blog Asi. Powstał niedawno, a Asia już pokazała swoje pierwsze samodzielne wełny, biżuterię sutaszową i filcowanki. Jest pilną uczennicą i wiem, że powstają już nowe nitki:)

A teraz zaległości.
W trakcie mojej nieobecności na blogu powstało niewiele wełen. Przędłam znane mieszanki merynosa z jedwabiem
















i ręcznie farbowaną wełnę Falkland.


Nie jest ona tak miękka i delikatna jak merynos, ale gotowa nitka ma delikatny połysk. I chyba to głównie spowodowało, że ją bardzo polubiłam. W farbowaniu nie sprawia kłopotów, przędzie się bardzo dobrze. Na drutach też zachowuje się jak należy. Nadaje się na swetry, czapki, szaliki, skarpetki. Jedyny minusik jaki znalazłam, to delikatne gryzienie. Minusik - bo nie każdy musi je odczuwać, a mnie większość wełen podgryza.

Uprzędłam też trochę cienizn. Od lewej - ręcznie farbowany merynos 18,5 mic, merynos i mieszanka merynosa z jedwabiem z WoW.


Każdy motek ma już swoje przeznaczenie. Trzeci już zaczyna przemieniać się w szal.



Pozdrawiam wszystkich odwiedzających:)

niedziela, 21 sierpnia 2011

Miłe spotkanie i jego efekty

Trzy tygodnie temu w sobotę umówiłam się na spotkanie przy kołowrotku z Asią, bardzo sympatyczną, energiczną i uzdolnioną osobą. Było o czym rozmawiać i co robić, więc czas szybko nam upłynął.
Priorytetem był kołowrotek Asi. Próbowałyśmy go podregulować, ale okazało się, że niezbędna będzie pomoc stolarza. Asia przędła więc na Fantazji, a ja poznałam możliwości ręcznej gręplarki. Te roladki to wełna Blue Faced Leicester z Alpaką. Włóczkę o takim składzie zauważyłam w przepisie na szal Laminaria.


Rozmowy o wełnach i przędzeniu szybko rozszerzyły się na inne rzeczy, którymi zajmuje się Asia - filcowanie i biżuterię sutaszową. Zrodziły się plany wspólnego przędzenia, filcowania, gręplowania itd... Było to bardzo energetyczne i twórcze spotkanie. I bardzo się cieszę na kolejne:))) Na pożegnanie zostałam obdarowana przepyszną nalewką aroniową.

A efekty?
Asia przędzie już pierwsze nitki na swoim nowym kołowrotku, a ja złapałam za igłę i powstała moja pierwsza sutaszowa bransoletka. Autorką wzoru jest Marta Zanzottera. Bransoletka pojawia się na zdjęciu jej książki o sutaszu "Creare con il Soutaches".


Pozdrawiam:)

wtorek, 2 sierpnia 2011

Cynamon z szafranem

Trochę czesanki z merynosa w kolorze żółtym, trochę w jasnych i średnich brązach zahaczających o rudości, trzy nitki splecione razem. W wyniku tego eksperymentu powstała włóczka przypominająca cynamon z szafranem.


Idealna na skarpetki. Noszę skarpetki prawie przez cały rok, więc przydałaby się umiejętność wydziergania takich jakie chcę, takich z własnej wełny. Agata napisała, że to prosta sprawa i ... miała rację!
W domowej bibliotece znalazłam książkę, która pokazuje krok po kroku co i jak zrobić. Powstały więc moje pierwsze skarpetki:)


A tu dowód, że są noszalne.


Siłą rozpędy chwyciłam motek wełny kupionej kiedyś gdzieś - nie pamiętam gdzie - i spróbowałam zrobić skarpetki od palców do góry. Udało się.


I na pewno powstaną kolejne. Nie są czasochłonne i będą jak znalazł na chłodne dni. A co najważniejsze mam na co wykorzystać pojedyncze motki wełny powstające w wyniku przeróżnych eksperymentów.

Pozdrawiam:)

wtorek, 26 lipca 2011

Pobudka!!!

Najwyższy czas wygrzebać się z fury czesanek, nitek i innych historii, w których zniknęłam na zbyt długi czas.
W przebudzeniu bardzo pomogła mi Iza z Kidowa, która ogłosiła na swoim blogu urodzinowe candy.
 Iza, serdeczne życzenia z okazji blogowego roczku i pomyślnego dla Ciebie rozwiązania sprawy, którą opisałaś tutaj.


Ponieważ dzisiaj świętują Anny, życzę wszystkiego co najlepsze wszystkim Aniom, które tu zaglądają, a szczególnie ciepłe życzenia przesyłam mojej Siostrze:-)))

I jeszcze jedna informacja - o Letniej Szkole Tkactwa Ludowego, która odbędzie się w sierpniu w Lublinie. Ja nie skorzystam, ale może ktoś by chciał nauczyć się tkać.


Pozdrawiam:)

czwartek, 17 lutego 2011

Z trzech jedna...

czyli jak zrobić potrójną nitkę.

Tą wełnę uprzędłam dawno temu, z czystej ciekawości. Wiedziałam już jak poradzić sobie z dwoma nitkami, a jak opanować trzy? Na napisanie posta zabrakło wtedy czasu, ale warto by został po niej jakiś ślad. Komuś może się przydać.

Splatanie trzech nitek wygląda podobnie jak splatanie dwóch. Problem pojawił się w chwili, gdy wróciłam do kołowrotka po tym, jak szybko musiałam od niego odejść i nie zamotlałam nitek na haczyku. Nitki skręciły się zbyt 'artystycznie' i nie wykazywały chęci rozplątania się. Ostatecznie udało mi się, ale co dalej? Wydawało mi się, że gdzieś widziałam patent na te trzy nitki, ale gdzie i jaki? Odnalazłam go w książce "Spin to Knit: The Knitter's Guide to Making Yarn". Jedna z przedstawionych tam prządek użyła plastikowej nakładki z dziurkami ze słoiczka z przyprawami, by oddzielić nitki i utrzymać równe naprężenie. Ja użyłam tego, co miałam pod ręką, czyli kawałka kartonika naciętego w trzech miejscach.


Można go spokojnie 'zaparkować' na kołowrotku.


Gdy spadnie i nitki się poplątają, łatwo można je odplątać okręcając kartonik wokół nitek.




Bardzo mi pomógł ten wynalazek i w zasadzie uratował przędzioną wełnę.

Przy okazji wypróbowałam Leniwą Kaśkę własnej produkcji. Dla mnie jest o wiele wygodniejsza niż ta na kołowrotku. No i jest... rozwojowa:)


 Pozdrawiam:)

Update


Gotowa wełna - czesanka Blaze z WoW
650m/100gr

środa, 26 stycznia 2011

Na koniec i na początek

Z małym poślizgiem pokazuję szal, który był moją ostatnią robótką w miniony roku. Kolor - ciemna śliwka delikatnie cieniowana - jest bardzo niefotogeniczny, nie udało mi się zrobić lepszych zdjęć.



Szal miał być prostokątny. Takie było życzenie mamy, dla której go zrobiłam. Wzór pochodzi z książki "Victorian Lace Today", gdzie jest zaprezentowany jako szal trójkątny. Wełenka to merynos urugwajski kupiony u Laury w Kaszmirze.
Wymiary 170cm/50cm po blokowaniu, druty 4mm. Przed wrzuceniem na druty, wypłukałam wełnę w chłodnej wodzie, żeby nabrała puszystości. Przy okazji pozbyłam się nadmiaru barwnika.

Nowy rok przywitałam bransoletką, którą uplotłam z perełek i drobnych koralików.


Skoro rok nowy, to nowości pojawiły się też na moim kołowrotku. Przez jakiś czas leżał sobie na półce i spokojnie czekał na swoją kolej. Do jedwabiu, bo o nim mowa, podeszłam z respektem. Miałam w pamięci przejścia z czesanką, która zawierała jedwab i dała mi trochę popalić. Okazało się, że szybko się dogadaliśmy i bez większych problemów powstały pierwsze metry włóczki.


Szukając rad jak oswoić jedwab, natknęłam się na sposób na gładkie dłonie. A przy jedwabiu gładkie dłonie bardzo się przydają. Sposób stary jak świat, często go kiedyś stosowałam i zapomniałam o nim. Chodzi o sok z cytryny. Wygładza skórę dłoni, radzi sobie z szorstkościami, z którymi nie radzą sobie kremy. Zawsze w zimie ratował moje dłonie, które nie przepadają za niskimi temperaturami. Polecam, kto nie próbował, niech spróbuje.
Pozdrawiam:)