Motki cieniutkiej włóczki wełnianej DLG czekały w szufladzie na przewinięcie w poręczniejsze kulki. I doczekały się:) Druty zamieniłam na mniejsze i przystąpiłam do dziergania. A to już efekt moich zmagań z cienką wełenką i cienkimi drutami.
Chusta waży niewiele więcej niż te z cieniutkiego moherku, bo tylko 57 gr., ale jest o niebo delikatniejsza, cieńsza i zwiewniejsza.

Chusta poleciała do Meksyku jako prezent dla przesympatycznej osoby i wiem, że się spodobała. No to co? Dziergam dalej:)
~ * ~ * ~ * ~
A teraz będę się chwalić naszyjnikami, które dostałam baaardzo dawno od Sylwii w ramach wymiany. Sylwii spodobała się jesienna bransoletka, którą pokazywałam rok temu, więc zrobiłam dla niej podobną. Mnie spodobały się wesołe naszyjniki z drewnianych koralików wplecionych w len i bawełnę. Poprosiłam o naszyjnik w optymistycznych pomarańczach i czerwieniach i dostałam... dwa naszyjniki:)

~ * ~ * ~ * ~
Pozdrawiam wszystkich, którzy zaglądali na bloga mimo mojej nieobecności.