W środę - piąty dzień TdF - skończyłam prząść pierwszą czesankę. Ze 120g uprzędłam 810 metrów. Nitka jest bardzo cienka, pojedyncza i taka zostanie, a ja jestem nią trochę zmęczona.
Czesanka, z której powstała włóczka wydawała mi się nijaka. Trochę fioletów, żółtego, beżu, różowego, bordowego. W sumie nie wiadomo co to miało być. Nie wiedziałam co z nią zrobić.
Wsadziłam całość do farby w kolorze fiolet-lila.
Po wysuszeniu pojawiły się różne odcienie fioletu, trochę granatu i bordo.
Zaczęłam prząść z postanowieniem, że ją znowu przefarbuję. W trakcie decyzję zmieniałam kilka razy. Raz byłam zachwycona odcieniami lawendy, wrzosu i innymi fioletopodobnymi kolorami, potem trafiałam na żółte szarości i byłam zdecydowana przefarbować. I tak kilka razy. W pewnym momencie wymyśliła mi się nazwa dla mojego stwora - Misty. Dobrze, skoro jest już nazwa, zostanie taka jaka jest.
Dzisiaj przyjrzałam się jej w świetle dziennym i sama siebie spytałam, czego ja od niej chciałam? Gdybym nie wiem jak się starała, nie udałoby mi się uzyskać takich kolorów. A tu proszę - takie nic, a w sumie jest sensowna włóczka.
I już nawet wiem co z niej zrobię jak sobie odpocznie:) Włóczka znaczy się. Ja przędę dalej, bo w ogonie się wlekę:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie:)